XII edycja "Przeciągnij Smoka przez Wisłę" Kraków przepłynięcie Wisły wpław dystans 120m - 27.01.2019
Dodane przez pit dnia 27 stycznia 2019 21:19:00
Flagowa impreza morsowa organizowana od lat przez Krakowski Klub Morsów "Kaloryfer" w Krakowie nawiązująca do legendy o Smoku Wawelskim - potworze zamieszkującym kiedyś jamę pod Wawelem i siejącego postrach wśród mieszkańców ówczesnego grodu Kraka.

Wydarzenie rozpoczęło się na Rynku Głównym o godz.11, gdzie przy pomniku Adama Mickiewicza nastąpiła tradycyjnie pierwsza sesja fotograficzna. Po hejnale z wieży Bazyliki Mariackiej uczestnicy, w towarzystwie Policji przemaszerowali barwnym, wesołym i nieco głośnym korowodem ulicami: Grodzką i Bernardyńską - pod Wawel gdzie kiedyś - u stóp zamku, w jaskini gnieździł się straszliwy jaszczur. Tu po raz wtóry - pod wizerunkiem owego gada zrobione zostały pamiątkowe fotki. Później jeszcze lansowaliśmy się nieopodal pod napisem "KRAKÓW" i pokrótce już udaliśmy się kilkadziesiąt metrów dalej nad Wisłę, na Bulwar Czerwieński (przy moście Grunwaldzkim) do centrum logistycznego imprezy gdzie ok.godz.11:30 miało miejsce oficjalne rozpoczęcie imprezy.

Przeprawa dla zdecydowanej większości polegała na przepłynięciu Wisły z zachodniego brzegu na Bulwarze Poleskim na brzeg wschodni gdzie mieściło się centrum wydarzenia. Do pokonania był dystans ok. 120m. Udział w tej imprezie nie miał charakteru wyścigu, raczej morsowego wyczynu i samej czystej przyjemności z pokonywania rzeki w tym miejscu i o tej porze roku - do tego w tak licznym morsowym gronie.
Był także okazją do spojrzenia na Kraków z innej niż zazwyczaj perspektywy - bo z poziomu lustra wiślanej wody.

Na miejsce startu uczestnicy udawali się we własnym zakresie przechodząc/ przebiegając po moście Grunwaldzkim (w większości w strojach kąpielowych, w klapkach, w szlafrokach, czy polarach) traktując ten odcinek jako rozgrzewkę przed czekającą ich przeprawą.
Ze względów bezpieczeństwa każdy uczestnik zobowiązany był do płynięcia z bojką asekuracyjną. Płynąć można było w płetwach, w czapkach, rękawiczkach, butach neoprenowych lub też bez tych akcesoriów (do wyboru, do koloru), a styl płynięcia był dowolny. Przeprawa asekurowana była przez krakowski WOPR i wszyscy pływacy zostali sprawdzeni przez Policję pod kątem trzeźwości.

Jeśli chodzi o pogodę to ranek w miarę zimowy, gdyż bulwary pokryte były jeszcze śniegiem i lodem. Podczas imprezy pochmurno z przejaśnieniami. Zważywszy na to, że jeszcze w dniu poprzedzającym Wisła skuta była z lekka lodem oraz z uwagi na to, że w nocy nastąpiło ocieplenie nie można było do końca przewidzieć jakie będą warunki w rzece. Koniec końców Wisłą spływało trochę kry, więc trzeba było na ten lód uważać by się nim nie pokiereszować.
Co do temperatury powietrza to rano koło 1°C lecz w miarę upływu czasu ociepliło się do ok.6°C i momentami było słonecznie. Co do wody to fajna rześka i oczywiście mokra .

Start pierwszej honorowej sztafety wyznaczony został na godz.12 i grupa ta symbolicznie przeciągała przez Wisłę tytułowego bohatera owego morsowego wydarzenia - Smoka Wawelskiego w postaci pływającej smoczycy o poczciwym imieniu Matylda.
Smoczyca została holowana w rundzie honorowej dwukrotnie tj. tam i z powrotem. Tym razem zaszczytu tego dostąpiła kaloryferowa koleżanka Lidzia (pseudonim Kosa) w towarzystwie Bartka i Mira - cała trójka oczywiście z kaloryferowej sekcji pływackiej Pływające Diabły. Jako jedyni więc mogli dłużej nacieszyć się urokami zimowej Wisły i tym samym przepłynąć dłuższy odcinek bo ok.250m.

Po rundzie honorowej Wisłę pokonywała kolejna 17-osobowa grupa Pływających Diabłów. W myśl zamierzeń mieliśmy płynąć kluczem w kształcie litery "V", ale jak to w życiu (głównie jednak z uwagi na spływający lód) założenia te trochę się "posypały". Pomimo tego efekt grupowej przeprawy i tak został zachowany.
Kolejni uczestnicy przeprawiali się już w 4-osobowych grupkach.

W trakcie całej imprezy wszyscy mogli liczyć na suty kaloryferowy poczęstunek. Na mecie każdy uczestnik dostawał pamiątkowy medal, a potem można było się także pokrzepić sławną "Piekielną grochówką" Leszka czy różnorakimi nalewkami, m.in."Oddechem Matyldy". Po przeprawie oprócz namiotów uczestnicy mogli też skorzystać z mobilnej sauny.

Po właściwej imprezie rozegrane zostały zawody sprawnościowe i siłowe, a w jednym z namiotów prowadzony był pokaz/warsztaty z akrojogi. Na pobliskiej przycumowanej do brzegu barce - w restauracji "Arkadia" zaś miał miejsce okolicznościowy obiad i następowała dalsza integracja środowiska tym bardziej, że w przeprawie wzięli udział m.in. przedstawiciele kilkunastu klubów morsowych z różnych zakątków Polski.
Na zakończenie imprezy rozdane zostały dyplomy uczestnictwa i każdy mógł liczyć na przysłowiowy uścisk dłoni prezesa, kluby natomiast otrzymały okolicznościowe puchary.

W przeprawie wzięły udział 93 osoby. Najmłodszą uczestniczką okazała się 10-letnia Julia z "Białego Misia" w Jastrzębiu Zdroju, a najstarszym 77-letni Zdzisław z naszego "Kaloryfera".
Treść rozszerzona
Flagowa impreza morsowa organizowana od lat przez Krakowski Klub Morsów "Kaloryfer" w Krakowie nawiązująca do legendy o Smoku Wawelskim - potworze zamieszkującym kiedyś jamę pod Wawelem i siejącego postrach wśród mieszkańców ówczesnego grodu Kraka.

Wydarzenie rozpoczęło się na Rynku Głównym o godz.11, gdzie przy pomniku Adama Mickiewicza nastąpiła tradycyjnie pierwsza sesja fotograficzna. Po hejnale z wieży Bazyliki Mariackiej uczestnicy, w towarzystwie Policji przemaszerowali barwnym, wesołym i nieco głośnym korowodem ulicami: Grodzką i Bernardyńską - pod Wawel gdzie kiedyś - u stóp zamku, w jaskini gnieździł się straszliwy jaszczur. Tu po raz wtóry - pod wizerunkiem owego gada zrobione zostały pamiątkowe fotki. Później jeszcze lansowaliśmy się nieopodal pod napisem "KRAKÓW" i pokrótce już udaliśmy się kilkadziesiąt metrów dalej nad Wisłę, na Bulwar Czerwieński (przy moście Grunwaldzkim) do centrum logistycznego imprezy gdzie ok.godz.11:30 miało miejsce oficjalne rozpoczęcie imprezy.

Przeprawa dla zdecydowanej większości polegała na przepłynięciu Wisły z zachodniego brzegu na Bulwarze Poleskim na brzeg wschodni gdzie mieściło się centrum wydarzenia. Do pokonania był dystans ok. 120m. Udział w tej imprezie nie miał charakteru wyścigu, raczej morsowego wyczynu i samej czystej przyjemności z pokonywania rzeki w tym miejscu i o tej porze roku - do tego w tak licznym morsowym gronie.
Był także okazją do spojrzenia na Kraków z innej niż zazwyczaj perspektywy - bo z poziomu lustra wiślanej wody.

Na miejsce startu uczestnicy udawali się we własnym zakresie przechodząc/ przebiegając po moście Grunwaldzkim (w większości w strojach kąpielowych, w klapkach, w szlafrokach, czy polarach) traktując ten odcinek jako rozgrzewkę przed czekającą ich przeprawą.
Ze względów bezpieczeństwa każdy uczestnik zobowiązany był do płynięcia z bojką asekuracyjną. Płynąć można było w płetwach, w czapkach, rękawiczkach, butach neoprenowych lub też bez tych akcesoriów (do wyboru, do koloru), a styl płynięcia był dowolny. Przeprawa asekurowana była przez krakowski WOPR i wszyscy pływacy zostali sprawdzeni przez Policję pod kątem trzeźwości.

Jeśli chodzi o pogodę to ranek w miarę zimowy, gdyż bulwary pokryte były jeszcze śniegiem i lodem. Podczas imprezy pochmurno z przejaśnieniami. Zważywszy na to, że jeszcze w dniu poprzedzającym Wisła skuta była z lekka lodem oraz z uwagi na to, że w nocy nastąpiło ocieplenie nie można było do końca przewidzieć jakie będą warunki w rzece. Koniec końców Wisłą spływało trochę kry, więc trzeba było na ten lód uważać by się nim nie pokiereszować.
Co do temperatury powietrza to rano koło 1°C lecz w miarę upływu czasu ociepliło się do ok.6°C i momentami było słonecznie. Co do wody to fajna rześka i oczywiście mokra .

Start pierwszej honorowej sztafety wyznaczony został na godz.12 i grupa ta symbolicznie przeciągała przez Wisłę tytułowego bohatera owego morsowego wydarzenia - Smoka Wawelskiego w postaci pływającej smoczycy o poczciwym imieniu Matylda.
Smoczyca została holowana w rundzie honorowej dwukrotnie tj. tam i z powrotem. Tym razem zaszczytu tego dostąpiła kaloryferowa koleżanka Lidzia (pseudonim Kosa) w towarzystwie Bartka i Mira - cała trójka oczywiście z kaloryferowej sekcji pływackiej Pływające Diabły. Jako jedyni więc mogli dłużej nacieszyć się urokami zimowej Wisły i tym samym przepłynąć dłuższy odcinek bo ok.250m.

Po rundzie honorowej Wisłę pokonywała kolejna 17-osobowa grupa Pływających Diabłów. W myśl zamierzeń mieliśmy płynąć kluczem w kształcie litery "V", ale jak to w życiu (głównie jednak z uwagi na spływający lód) założenia te trochę się "posypały". Pomimo tego efekt grupowej przeprawy i tak został zachowany.
Kolejni uczestnicy przeprawiali się już w 4-osobowych grupkach.

W trakcie całej imprezy wszyscy mogli liczyć na suty kaloryferowy poczęstunek. Na mecie każdy uczestnik dostawał pamiątkowy medal, a potem można było się także pokrzepić sławną "Piekielną grochówką" Leszka czy różnorakimi nalewkami, m.in."Oddechem Matyldy". Po przeprawie oprócz namiotów uczestnicy mogli też skorzystać z mobilnej sauny.

Po właściwej imprezie rozegrane zostały zawody sprawnościowe i siłowe, a w jednym z namiotów prowadzony był pokaz/warsztaty z akrojogi. Na pobliskiej przycumowanej do brzegu barce - w restauracji "Arkadia" zaś miał miejsce okolicznościowy obiad i następowała dalsza integracja środowiska tym bardziej, że w przeprawie wzięli udział m.in. przedstawiciele kilkunastu klubów morsowych z różnych zakątków Polski.
Na zakończenie imprezy rozdane zostały dyplomy uczestnictwa i każdy mógł liczyć na przysłowiowy uścisk dłoni prezesa, kluby natomiast otrzymały okolicznościowe puchary.

W przeprawie wzięły udział 93 osoby. Najmłodszą uczestniczką okazała się 10-letnia Julia z "Białego Misia" w Jastrzębiu Zdroju, a najstarszym 77-letni Zdzisław z naszego "Kaloryfera".

Wzmianka w TVP Kraków o imprezie

(Fot. Bartek Boksa, Fot.A, Stelmach FOTOGRAFIA, lifeinkrakow.pl)

Nasz czas ok. 4minut (przeprawiałem się w 2 grupie startowej wraz z szesnastoma innymi członkami sekcji pływackiej Pływających Diabłów KKM "Kaloryfer" Kraków, a rzekę pokonałem płynąc stylem klasycznym.)